Skip to main content

Białoruskie społeczeństwo obywatelskie wobec reżimu Łukaszenki


25 listopada 2020 roku odbyła się X debata w ramach Klubu Debat o Społeczeństwie Obywatelskim pt. „Białoruskie społeczeństwo obywatelskie wobec reżimu Łukaszenki” zorganizowana przez Międzynarodowy Instytut Społeczeństwa Obywatelskiego i Fundację Konrada Adenauera w Polsce.

W spotkaniu - w charakterze prelegentów - wzięli udział: prof. Paweł Kowal (Poseł na Sejm RP), red. Agnieszka Romaszewska-Guzy (Dyrektor TV Biełsat) oraz Aleś Zarembiuk (Prezes Fundacji Dom Białoruski). Moderatorem debaty był Mateusz Komorowski (Fundator & Prezes MISO).

W 1994 roku na Białorusi 39-letni wówczas Łukaszenka startuje w wyborach prezydenckich z hasłem: „Nie jestem ani z lewicą, ani z prawicą – jestem z narodem”. Kandydat zdobywa ponad 80% głosów i zostaje prezydentem. Do dziś nie oddaje władzy. Skąd wziął się Łukaszenka i co sprawiło, że były dyrektor sowchozu został prezydentem i tak długo utrzymuje się u władzy?

Paweł Kowal, starając się odpowiedzieć na tak postawione pytanie, zaczął od zarysowania sytuacji na Białorusi. - W przestrzeni postsowieckiej, z wyjątkiem trzech państw bałtyckich, które były stosunkowo krótko częścią imperium, w gruncie rzeczy nie ma możliwości skutecznego działania standardowych mechanizmów demokratycznych. Łukaszenka przetrwał tak długo, bo społeczeństwo dotąd nie było dość silne, by zmienić go w drodze rewolucji. Nie zadziałały demokratyczne procedury, ani instytucje. Po drugie, jak się okazało, warstwa przywódcza na Białorusi była stosunkowo płytka w momencie rozpadu ZSRR i nie była w stanie utrzymać władzy w państwie. Szybko przechwycił ją Łukaszenka używając wszystkich klasycznych instrumentariów, np. odwoływanie się do resentymentów, tradycji imperialno-sowieckiej - mówił. Zaznaczył, że dopiero dzisiaj na naszych oczach rodzi się powszechny naród białoruski, który wykuwa się w proteście.

Do tego panuje powszechne przekonanie, że na Białorusi nie ma warstwy oligarchów, która wpływa na władzę tak silnie, jak ma to miejsce w Rosji, czy na Ukrainie. Redaktor Agnieszka Romaszewska-Guzy z TV Biełsat wyjaśniła, że to błędne myślenie. - Wpływowa warstwa jest związana z tzw. rodziną Łukaszenki, mówi się na nią “portfele Łukaszenki” - mówiła. Jednak populistyczna retoryka Łukaszenki była w stanie przykryć te praktyki.

Przywódca, który potrafi tak długo utrzymać władzę, zawdzięcza to mieszance jego talentów, sytuacji i szczęścia. Zdaniem red. Romaszewskiej tak było w przypadku Łukaszenki. Przejęciu przez niego władzy sprzyjała sytuacja w kraju. Działo się wszystko to, co obserwowaliśmy w innych postsowieckich krajach. Po pierwszym „zachłyśnięciu się” wolnością, następuje społeczne rozczarowanie i zmęczenie sytuacją. Koszmarny koniec ZSRR i straszliwa biedna na Białorusi - na to znalazł odpowiedź Łukaszenka.

Ważnym tematem naszej dyskusji była kondycja demokratycznej opozycji na Białorusi, której zarzuca się słabość umożliwiającą Łukaszence utrzymywanie władzy. Z tą tezą nie zgodził się Aleś Zarembiuk. Jego zdaniem dyktator niszczył demokrację przez wiele lat - zaczął od parlamentu, potem media i organizacje pozarządowe. A następnie zaczął wyrzucać z kraju wszystkich aktywnych i niezależnych ludzi. - Już w 1995 roku doszło do pobicia deputowanych w gmachu parlamentu. Rok później rozwiązano parlament, zmieniono flagę i godło państwowe. Rozpoczęło się systematyczne rozmontowywanie całego systemu demokratycznego. Zginął były minister spraw wewnętrznych Jurij Zacharenka, szef Centralnej Komisji Wyborczej i były wicepremier Wiktor Hanczar. W niewyjaśnionych okolicznościach zginął również wicemarszałek parlamentu białoruskiego Hienadź Karpienka. Po 2001 roku, gdy Łukaszenka zwyciężył drugi raz, zaczął zamykać wszystkie organizacje pozarządowe - mówi prezes Fundacji Dom Białoruski.

Dziś, po 26 latach reżimu, nie zostało prawie żadnych niezależnych mediów w wewnątrz kraju. Większość działających organizacji pozarządowych nie jest zarejestrowanych, bo obawia się prześladowań.

Niewątpliwą pomocą dla Łukaszenki była wszechobecna cenzura i propaganda w mediach państwowych. - Ludzie potrzebowali czasu, żeby zrozumieć, że to, co jest pokazywane, to nie jest rzeczywistość. Dziś, gdy zobaczyli pod swoim własnym oknem, co robi władza i do czego jest zdolna, rozumieją więcej. Jeszcze kilka lat temu TV Biełsat miał być zamknięty, ludzie nie czuli potrzeby jego działania. Dziś jest odwrotnie - mówi Zarembiuk.

Paweł Kowal z punktu widzenia historyka zwrócił uwagę na to, że procesy, które zaczęły się w XIX wieku w wielu krajach Europy Środkowej, widzimy dziś jak w soczewce na Białorusi. - Rodzi się powszechna świadomość narodowa. Ludzie masowo odczuwają, że nie są Rosjanami, że mają swoją odrębną historię. To odrzucenie narzuconej przez Łukaszenkę flagi i oswojenie się z narodowymi barwami jest właśnie symbolem świadomości narodowej Białorusinów - mówił.

Wszyscy prelegenci byli zgodni, że czas Łukaszenki dobiegł już końca. Choć wydaje się, że na moment świat zapomniał o Białorusi, zajmując się głównie szalejącym koronawirusem i zbliżającym się kryzysem gospodarczym, dobrą wiadomością jest zmiana na stanowisku Prezydenta USA. - Joe Biden ma doświadczenie w tej części Europy i jego sekretarz stanu również. Możemy założyć, że sprawa Białorusi będzie budzić zainteresowanie nowej administracji USA - mówił Kowal.

Na Kremlu również wiedzą, że Łukaszenka jako przywódca nie ma już nic do zaoferowania. Dla Putina to jest ogromny problem. - Łukaszenka nie ma już żadnej legitymizacji - ani tej wyborczej, ani tej pozawyborczej na zasadzie „lud mnie kocha”. Lud go już ewidentnie nie kocha. Wydaje się, że rozwiązanie tej skomplikowanej sytuacji geopolitycznej leży w rękach samych Białorusinów. Ich determinacji, wytrwałości, dojrzałości. Zdają dotąd bardzo dobrze ten egzamin. Protesty trwają już ponad 100 dni, z dużą mobilizacją, to wielkie osiągnięcie. Świat nie będzie mógł tego zlekceważyć - mówiła red. Romaszewska. Z kolei Paweł Kowal dodał, że determinacja Białorusinów przekracza wszelkie normy i nie przypomina sobie tak długiego protestu na tak wysokim poziomie mobilizacji.

Według Alesia Zarembiuka Białorusinów czeka długi marsz. - Widzimy, jak wygląda sytuacja. Były momenty, gdzie ponad 200 tys. ludzi wychodziło na niedzielne marsze, dziś jest ich mniej. Bo o ile w sierpniu władza nie wiedziała co robić, działała przez to chaotycznie, to dziś jest zwarta. Cały system urzędniczy pracuje na to, aby wyeliminować wszystkich liderów. Duża część jest już w więzieniach, również dziennikarze i młodzi ludzie, którzy tylko prowadzili stream na żywo z protestów. Pobicia, morderstwa, fala represji w całym kraju, to wszystko wskazuje na to, że to będzie bardziej partyzancka walka - mówił. 

Sytuację może też zmienić kryzys gospodarczy. Być może to on zakończy reżim Łukaszenki. - Jeśli nie, to nie poddamy się, to będzie długa walka białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego. Wreszcie odbyło się powstanie białoruskiego narodu, po 102 latach, od ogłoszenia Białoruskiej Republiki Ludowej. Teraz cała Białoruś jest biało-czerwono-biała i to się już nie zmieni. Białoruś będzie niepodległa i będzie się sprzeciwiać wszelkim próbom pochłonięcia ze strony Rosji. Zwyciężymy w tym marszu, pytanie tylko kiedy i jakim kosztem - mówił Zarembiuk.

Redaktor Romaszewska dodała do tego, że niewątpliwie ma miejsce zakończenie „formowania” się społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. Ludzie są dumni z tego, jak potrafili się zmobilizować i zareagować na sfałszowane wybory. - Białoruś była społeczeństwem szalenie zatomizowanym przez 70 lat rządów sowieckich. Była społeczeństwem chłopskim, ponieważ inteligencja została w znacznym stopniu wymordowana. Cała ta historia była bardzo trudna. To społeczeństwo przetrwało, ale każdy osobno. W grupie jest łatwiej podejmować decyzję, czuje się wsparcie. Tutaj mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie każdy osobno, indywidualnie i świadomie podejmował decyzję o uczestnictwie w proteście. To jest trudniejsze. Dlatego protesty mają dziś szczególną wagę i pokazują siłę oraz zdeterminowanie Białorusinów. Wreszcie poczuli więź i potrzebę bycia razem - mówiła dyrektor TV Biełsat.

Podczas debaty poruszyliśmy również problemy dotyczące unijnego finansowania białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego, bowiem okazało się, że przez lata fundusze europejskie trafiały do organizacji zakładanych przez reżim - tzw. governmental organization. - To był system wyłudzania pieniędzy UE, żeby wspierać ludzi i ośrodki reżimu - mówił Zarembiuk. - Jednocześnie i paradoksalnie, dzięki temu nasza rewolucja się udała. W ciągu 5 lat prawdziwe społeczeństwo obywatelskie przeżywało trudny czas. Oprócz Polski i może dwóch czy trzech innych krajów, które finansowały prawdziwe niezależne organizacje pozarządowe, to tych pieniędzy nie było. Dlatego rozwinął się crowdfunding, społeczeństwo samo zaczęło finansować swoje projekty, organizować debaty, czy koncerty - mówił. 

Przez lata ludzie sami rozwiązywali lokalne problemy, tworzyli sieci sąsiedzkie. Dziś tworzą ruch liczący setki tysięcy nowych działaczy. Teraz to oni otrzymają od UE finansowe wsparcie. - Szczególnie potrzeba środków na edukację i wzmacnianie tożsamości narodowej. Rozmawiam z młodymi ludźmi, którzy myślą, że biało-czerwono-biała flaga to tylko barwy protestów. Ludzie czują swoją narodowość, ale nie znają swojej historii - dodał Aleś Zarembiuk. 

Prezes Fundacji Dom Białoruski zaznaczył również, że zmiana nazwiska prezydenta to jeszcze nie wszystko. Musi zmienić się system, muszą zostać przeprowadzone reformy. - Białorusini, którzy wyjeżdżają do pracy do Polski mogą porównać skuteczność demokracji i skuteczność dyktatury, jeśli chodzi o zarobki. Polskie doświadczenie będzie bardzo ważne. Wszelka pomoc krajów, które były w podobnej sytuacji 30 lat temu i dziś mogą podzielić się swoją wiedzą - dodał na zakończenie.